Jackson ożył na 10 minut!

2010-03-30 15:00

Sensacyjne szczegóły akcji ratunkowej w szpitalu. Na 10 minut podczas reanimacji wrócił puls Michaela. Ale niestety nie udało się go utrzymać - informuje "Fakt".
 

Gdy lekarze pogotowia zjawili się w mieszkaniu Michaela Jacksona 25 czerwca 2009 r. o godz. 12 27, król popu nie dawał żadnych oznak życia. Nie wyczuli pulsu, oddechu ani akcji serca. Ale godzinę później, w klinice uniwersyteckiej w Los Angeles, puls powrócił. Była szansa na uratowanie mu życia - te sensacyjne szczegóły właśnie wyszły na jaw.


O godz. 13.21 lekarze wykryli u Jacksona słaby puls, a minutę później słabe uderzenia serca w dolnych komorach. Przez dziesięć minut trwała walka o życie piosenkarza. Niestety, bez sukcesu. Być może wypadki potoczyłyby się inaczej, gdyby lekarze ze szpitala mieli pełną wiedzę o stanie pacjenta. Jednak osobisty lekarz Jacksona, Conrad Murray, zataił przed nimi wiele istotnych informacji. Dlatego ojciec piosenkarza Joe Jackson (81 l.) oskarża go o spowodowanie śmierci syna, a lekarz odpowiada przed sądem.

 

Przede wszystkim Murray przerwał reanimację, aby ukryć medykamenty, którymi naszprycował gwiazdora. A gdy przybyła ekipa ratownicza, zataił przed nimi informację, że Michael Jackson dostał propofol, czyli bardzo silny środek przeciwbólowy, stosowany tylko w szpitalach do znieczulenia w czasie operacji. Okłamał też lekarkę zajmującą się gwiazdorem w szpitalu. Nie powiedział jej, że pacjent miał zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc i obrzmienie mózgu.

 

Jeśli sądowi biegli potwierdzą, że Murray nieumyślnie przyczynił się do śmierci Jacksona, diaboliczny lekarz może spędzić w więzieniu cztery lata. Rodzina domaga się jednak, żeby był sądzony za zabójstwo z premedytacją.